Ale się rozpisałaś no ale warto było przeczytać;p
In da midnajt ała aj ken fil jo pała! omareira! czyli CoC Zako 2009 :D
2009-02-11 16:10Ale było fajnie!!! Wreszcie przekabaciłyśmy Lidkę Emerytkę na CoCe - nie mogła wszak nie zmiarkować, że oznaczają one megazabawę :DDD No to tak. W ogóle ja jako przodownik pracy musiałam dotrzeć dopiero później w piątek, toteż ominęły mnie harce dziewcząt na skoczni. Jednakowoż potem udało mi się dotrzeć na imprezę w eMO, sztandarowej zakopiańskiej MOrdowni, w której najczęściej lądujemy. Teraz uwaga, postaram się sklecić jakieś podsumowanie wieczoru :-p Generalnie przyszłyśmy tam dla kochanej Simonki, która ogłosiła Marci swoją chęć przybycia, zrobiłyśmy sobie z nią fotki i generalnie fajnie było bo Simonka jest super sympatyczna i urocza, i nawet tym razem nie odciągał jej od nas Parts. Poza tym po całym przybytku pijaństwa i rozpusty krążyło wiele mniej lub bardziej zidentyfikowanych obiektów latających (tudzież nielotowatych), głównie z krajów o charczącej wymowie "ch", co niezmiernie mnie fascynowało - byli to Szwajcarzy, Austriacy i nie wiem co jeszcze, jakieś Holenderki też były i Finki, jedna miała fajną zaczeskę, która trzymała się kurczowo jej głowy na mocy jakiegoś megasilnego żelspraja. I co było dalej? Do moich blondynek przyczepił się Kurwi, co było o tyle niebezpieczne, że jest on największym syfilisem na skokach - jak stwierdził przypadkowy pan, równocześnie zalecając nam rychłą od niego ucieczkę. Marta się zaangażowała z nim w rozmowę po niemiecku, co było powodem do mej wielkiej z niej dumy, ale niestety trochę się to na niej zemściło, bo potem Kurwi odstraszył od niej dosyć ładnego Szwajcara (kochającego jaja po prostu gotuj), który był o tyle interesujący, że miał fajne koralki (też mi się widziały). Hmmm co tam jeszcze? Było też palenie zielska z dziwnymi chłopcami z Łodzi, którzy mieszkali na końcu świata, na owianej tajemnicą i gwałtownym halniaczkiem Ciągłówce, gdzie diabeł mówi dobranoc a taksówkarze nie wysiadają ze swych powozów :-p Ale ten epizod przemilczę w nadziei, iż trauma nim spowodowana czym prędzej przeminie... Chociaż palenie słomki i picie przy garażach w towarzystwie Kurwi-Syfilisa było dość zabawne :D
O poranku zastałyśmy różne dziwy (w tym osobnika z poduszką na głowie) i zaspałyśmy lekko na skoki, ja zwłaszcza opłakuję skoki dziewczyn, bo niedzielne odwołali :-(( Potem wysiedziałyśmy się na skoczni, dałyśmy się zwabić na nieistniejącą konferencję i udałyśmy się na nocleg w celach konsumpcyjno-przygotowawczych. Co było na imprezie?? Assan!!! Niekwestionowana gwiazda wieczoru, której imię skandowaliśmy podczas tańców wygibańców do siek wszelakich, przy czym hitami największymi była Czarna Perła i niezidentyfikowany song, którego nadal niestrudzenie szukamy po internecie ;)) Ostatecznie zwinęłyśmy się grzecznie ok. 2, w końcu o poranku miało się odbyć milion konkursów :-p Marcia zwyczajowo nie wstała na zawody - jakże by mogło być inaczej :-p Przybyła dopiero w momencie koronacji - typowe. Na skokach zrobiłam Ewelinie najlepsze zdjęcie pod słońcem, ale z powodu mojej wielkiej dobroci go tu nie udostępnię ;-p Potem była megadziwna konferencja z reprezentacją Czechosłowacji, w megadziwnym czeskim (a raczej czesko-polskim) języku, chociaż bardzo mi się podobał słowacki Tomáša Zmoraya, mam nadzieję że będzie słowackim Adamem Małyszem a nie Martinem Mesikiem :D
W każdym razie potem był czas na ostatnią imprezę. Na wejściu zaatakował nas Anders J. (hahah), który zrozpaczony prosił nas żebyśmy wytłumaczyły nieugiętemu panu ochroniarzowi, że to nie on stłukł kufel w łazience. Karłem też dość zrozpaczenie miotało, ale kiedy postawiono również nas przed możliwością nie wejścia, dałyśmy za wygraną i pożyczyłyśmy im powodzenia i spotkania z bardziej przychylnym panem Frankiem. Potem weszłyśmy i spostrzegłyśmy, że Marta strasznie świeci oczami...nie, nie za nas... ale jak szatan!!!! Toteż co ją widziałyśmy, to śpiewałyśmy 666 i Sataaaaan, jak z przyśpiewek Arki Satana :DDD Potem dużo tańcowałyśmy na parkiecie z Vicky i Anią M., która trenuje biathlon i jestem jej fanką :-p Było trochę jak na wiejskim weselu, także było mega fajnie!! Ale na wiejskim weselu czasem zdarzają się bitki i dramaty, toteż nasze blond gwiazdy Marta i Lidka się popśtykały o nie wiadomo co, czego ja nie byłam w stanie ogarnąć swoim móżdżkiem... więc zrobiłam jedyne co mogłam zrobić - popłakałam się. Inna sprawa, że one już były w zasadzie pogodzone ze sobą, ale co tam - szoł musiał być!! Potem już było z górki i zajmowałam się piciem napojów %% które Marcia mi cyklicznie odbierała, co bym nie zrobiła ripleja z PŚ i nie zezgoniła w loży :] (Dzięki ci!!! Satan!!!!) Na koniec ok. 4:30 opuściłyśmy lokal, ślizgając się po śniegowej scenerii... :))))
więcej fotek tu: www.facebook.com/album.php?aid=218969&id=786660251&l=198de
xoxo
Zajc
———
Powrót